korek789 korek789
606
BLOG

Jak przodek Elżbiety II i Obamy zmasakrował Wikingów czyli irlandzki Grunwald

korek789 korek789 Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 2

          W Irlandii Wikingów nazywano ludźmi z północy - Norsemen. Sami Wikingowie określali siebie jako Ostmen (ludzie ze wschodu). Irlandia była najeżdżana od VIII wieku przez Wikingów z Norwegii, podczas gdy Duńczycy atakowali sąsiednią Brytanię. Napastnicy szybko zorientowali się, że największym źródłem bogactw są klasztory, na przykład w Clonmacnoise (na zdjęciu fragment ruin). Po każdej odbudowie to miejsce kultu było znowu niszczone przez Wikingów. Najeźdźcy odkryli także, że najlepszym momentem na atak są dni chrześcijańskich świąt, kiedy miejscowa ludność nie jest przygotowana do obrony. 
           Od lat 30-tych IX wieku strategia Wikingów się  zmieniła. Nie atakowali już Irlandii kilkoma okrętami, ale kilkudziesięcioma naraz. Niektóre wyprawy trwały nawet rok. Rzekami Wikingowie dostawali się w głąb wyspy. Zaczęli też zakładać w Irlandii swoje obozy, przekształcające się następnie w miasta. Jednym z pierwszych był Dubhlinn, który był zalążkiem obecnego Dublina. Irlandia, rozbita na dzielnice rządzone przez wielu królów , toczących ze sobą krwawe wojny, nie była w stanie przeciwstawić się napastnikom. Na wyspie, liczącej ok. 500 tysięcy ludności, królów było czasem nawet 150. Na szczęście dla Irlandczyków w połowie IX wieku doszło do walki bratobójczej między Wikingami, a konkretnie między Norwegami a Duńczykami, w wyniku czego Dublin przeszedł w ręce Duńczyków. Następnie zaś zainteresowanie najeźdźców skupiło się na Brytanii. To pozwoliło ludności irlandzkiej na odzyskiwanie terenu. Jedynie Dublin przetrwał w rękach Wikingów aż do 902 roku. Był to bowiem ważny ośrodek handlu niewolnikami z Irlandii dostarczanymi do Brytanii. 
          Od roku 914 zaczęła się kolejna faza najazdów. Wikingowie odzyskali swoje dawne miasta i zakładali nowe. Ale nie byli chyba zainteresowani podbojem całej wyspy. Około roku 950 w rękach Wikingów były tylko miasta Dublin, Wexford(Veisfjord), Waterford(Vadrefjord), Cork i Limerick, oraz ich najbliższe okolice.
          Bardzo długo katastrofalne skutki najazdów Wikingów na Irlandię nie były kwestionowane. Ale pod koniec XX i na początku XXI wieku pojawili się badacze, którzy za wszelką cenę chcieli poprawić wizerunek Wikingów. Jednak z argumentami było u nich raczej kiepsko. Pisali, że owszem, Wikingowie mordowali,  palili i niszczyli, ale i tak ich najazdów było mniej niż wojen domowych wśród Irlandczyków. Takie statystyczne podejście do sprawy wydaje mi się absurdalne, bo trudno porównywać jakieś bratobójcze starcia z kataklizmem, jakim było przybycie Wikingów. Nawet jeśli samym Irlandczykom zdarzało się niszczyć klasztory i kościoły, to musieli się liczyć z reakcją swoich chrześcijańskich władców. Pogańscy Wikingowie, przybywający ze Skandynawii, gdzie nadal składano bogom ofiary z ludzi, nie mieli żadnych skrupułów. W końcu wierzyli oni, że zabicie jak największej liczby wrogów zapewni im pomyślność w życiu pozagrobowym. 
          Obrońcy Wikingów pisali też, że bardzo rozwinęli oni handel i że założyli funkcjonujące do dziś największe irlandzkie miasta. Jeśli popatrzeć na Dublin, to Irlandczycy nie mają im chyba za co  być wdzięczni. W tekstach miłośników Wikingów brakuje jeszcze tylko znanego nam skądinąd stwierdzenia, że przybysze z północy byli postępowi, ale ogólny sens tych wywodów jest mniej więcej taki.  A tymczasem cały ten postęp polegał między innymi na tym, że przeciętny mieszkaniec Irlandii dzięki Wikingom miał znacznie większą szansę zostać sprzedany jako niewolnik na sąsiedniej wyspie albo na kontynencie europejskim. Nawet jeśli Wikingowie byli bardzo sprawnymi wojownikami, to nie oznacza, że cywilizacyjnie dorównywali mieszkańcom Wysp Brytyjskich. Straty dla kultury wynikłe ze zniszczenia klasztorów, dzieł sztuki i ksiąg trudno w ogóle oszacować. 
          Wesley Johnston opisuje, jak najazdy Wikingów zmieniły życie w Irlandii. Niewielkie ziemne lub ziemno-murowane fortyfikacje, które były wystarczające do obrony przez innymi Irlandczykami, wobec dużej liczebności Wikingów okazywały się bezużyteczne. Irlandczycy, aby się ukryć budowali podziemne tunele, czasem osiągające 100 metrów dlugości. Takich tuneli jest w Irlandii co najmniej 3500. Także mnisi w klasztorach zmienili swoją taktykę obrony przed Wikingami. Nie ufając już wałom ziemnym otaczającym kościoły i inne zabudowania klasztorne zaczęli budować okrągłe, smukłe wieże. Chronili się w nich wraz z najcenniejszymi przedmiotami. Wikingowie rzadko atakowali te wieże. W okresie najazdów Wikingów w Irlandii pojawiły się też duże, rzeźbione kamienne celtyckie krzyże. Jedna z teorii głosi, że zastąpiły one krzyże drewniane, bo Wikingowie nie byli w stanie ukraść dużego kamiennego krzyża. 
          Rodzinnymi stronami pogromcy Wikingów, króla Briana Boru były okolice miasta Limerick należącego do "ludzi z północy". Rodzina Briana zawierała czasem sojusze z Wikingami, poznając ich osiągnięcia, jeśli chodzi o uzbrojenie i sztukę wojenną. Dało to im przewagę nad lokalnymi irlandzkimi wrogami. Kiedy Wikingowie najechali dom rodzinny Briana i zabili jego matkę, chłopak został wysłany do klasztoru Clonmacnoise, gdzie miał się uczyć. Poznał tam grekę i łacinę, oraz studiował sztukę wojenną Juliusza Cezara, którą miał wykorzystać w niezliczonych wojnach. Kiedy był już dorosły, Wikingowie z Limerick zamordowali jego brata. W akcie zemsty Brian Boru zaatakował i zdobył Limerick. Król Wikingów z Limerick, Imar schronił się w klasztorze na wyspie Scattery, położonej niedaleko ujścia rzeki Shannon. Brian Boru nie uszanował jednak świętego miejsca i dokonał rzezi Wikingów chroniących się w klasztorze bezczeszcząc go.
          Bezwzględność, talenty wojskowe i sprytne wykorzystywanie konfliktów między królami Wikingów przyniosły Brianowi władzę nad całą Irlandią. Stało się to po bitwie pod Glenn Mama w 999 roku i po spaleniu Dublina, którego królem był Wiking Sigtryggr Silkiskegg. 
W 1013 r. przeciwko władzy Briana zbuntowali się mieszkańcy prownicji Leinster i Wikingowie z Dublina.  Brian spustoszył Leinster, ale nie udało mu się zdobyć Dublina przed jesiennym pogorszeniem pogody. W zimie Wikingowie z Dublina zaczęli ściągać posiłki ze Szkocji, Wyspy Man, Norwegii, a nawet Islandii i wysp na Bałtyku. 
          Kiedy Brian w 1014 r. ponownie podszedł pod Dublin, Wikingowie i ich irlandzcy sojusznicy z Leinsteru, którym przewodził Mael Morda (czyżby jakiś wysłannik Chrobrego? :) ) doprowadzili do bitwy na równinie niedaleko klasztoru Clontarf. Sagi Wikingów opisują liczne złe znaki, które ukazały się przed bitwą jej uczestnikom. Armia Briana miała widzieć świętego Senana, założyciela klasztoru na wyspie Scattery, zbezczeszczonego przez Briana przed laty, który domagał się zadośćuczynienia.  Wikingom ukazywały się duchy, a ich flota była atakowana przez kruki z żelaznymi dziobami i pazurami.  W bitwie stoczonej w Wielki Piątek 23 kwietnia 1014 roku uczestniczyło kilkanaście tysięcy żołnierzy. Wojska Briana miały niewielką przewagę liczebną. Zadawały ponadto duże straty wrogom, rzucając w nich krótkimi dzidami. W końcu wojskom Briana udało  się rozerwać szyk Wikingów i żołnierzy z Leinsteru. Wikingowie uciekając próbowali dostać się na swoje statki, ale zaczął się wówczas przypływ i część statków odpłynęła na morze. Wielu Wikingów utonęło. Ci którym udało się dostać na statki, uciekli na wyspę Man. Koszt zwycięstwa króla Briana był jednak ogromny. Obie armie straciły łącznie 7-10 tysięcy żołnierzy. Uczestnicy bitwy, którzy ocaleli z rzezi, po powrocie do domu podobno nie byli rozpoznawani nawet przez rodziny, tak bardzo byli ubrudzeni krwią.  
          Wiekowy król Brian zginął podczas bitwy. Według legendy, ponieważ był już zbyt stary, by walczyć, modlił się w namiocie o zwycięstwo. W innej wersji nie wziął udziału w bitwie, bo nie chciał osobiście przelewać niczyjej krwi w Wielki Piątek.  Do namiotu w czasie bitwy wtargnął jeden z wodzów Wikingów uzbrojony w topór. Sędziwy król Brian nie miał żadnych szans, jednak ginąc, równocześnie miał zadać śmiertelną ranę Wikingowi swoim mieczem (według innej, mniej legendarnej wersji pomścił go jeden z poddanych). Co gorsza, w bitwie zginął też syn Briana Murchad, co uniemożliwiło podtrzymanie władzy dynastii i doprowadziło do ponownego rozbicia Irlandii. Brian miał wprawdzie innych synów, ale nie mieli oni wystarczającego autorytetu. Po wielu wiekach potomkowie Briana doszli jednak do zaszczytów, o czym swiadczy to zestawienie:
http://www.battleofclontarf.net/brian-boru/famous-descendants-of-brian-boru/3460
          Jest tam przedstawiona linia genealogiczna od Briana Boru przez między innymi Roberta Bruce i Stuartów do Elżbiety II. Powszechnie znane są irlandzkie korzenie Kennedy'ego i Reagana, którzy jak się okazuje, mogą być także potomkami króla Briana. Dla mnie niespodzianką jest to, że nawet Barack Obama może pochodzić od Briana Boru przez Wilhelma I Lwa Szkockiego. Afroamerykanie zostali oszukani, że to ich przedstawiciel, a tymczasem jest to przedstawiciel Brytyjskiej Wspólnoty Narodów.  
          Skutki bitwy pod Clontarf dla relacji Irlandczyków z Wikingami przypominały trochę skutki bitwy pod Grunwaldem dla relacji Polska-Zakon. Irlandczykom nie udało się odebrać Wikingom Dublina, ale Wikingowie przestali już być tak groźnym przeciwnikiem jak dotychczas. Czar ich potęgi militarnej prysł. Dublin zaś stawał się stopniowo miastem coraz mniej związanym z Wikingami, a coraz bardziej z Irlandczykami. Po 70 latach Dublin znalazł się ponownie w rękach irlandzkich. Na swoje nieszczęście, Irlandczycy nie mieli już takiego władcy jak Brian Boru, który mógłby zjednoczyć wyspę. Ułatwiło to zadanie kolejnym najeźdźcom. 
          W XIX wieku bitwa pod Clontarf stała się ważnym irlandzkim mitem narodowym. I jak to się często dzieje w ciągu ostatnich kilku dziesięcioleci z różnymi narodowymi mitami, jest on pod ostrzałem. Pisze się, że właściwie nie była to żadna walka wyzwoleńcza Irlandczyków, bo po stronie Briana też walczyli Wikingowie i była to właściwie wojna dwóch mieszanych koalicji. Z tym trudno się zgodzić, bo armia Briana nie szukała sojuszników w całym świecie Wikingów, tak jak jej przeciwnicy. Po stronie Briana walczyli zaś Wikingowie już dawno przez niego poskromieni, którzy ulegali asymilacji. Znaczenie tej bitwy było docenione w całej Europie, wszędzie tam, gdzie przebywali "ludzie z północy". Myślę, że nie powinno się odbierać Irlandczykom mitu Clontarf jako ich wielkiego zwycięstwa. Tym bardziej że autentycznych sukcesów militarnych nie było w ich historii zbyt wiele.  
          Ponieważ Irlandia jest małą wyspą, Clontarf jest miejscem związanym także z bohaterami poprzednich notek. To tam, 900 lat po bitwie króla Briana, Irlandzcy Ochotnicy, a wśród nich Eamon De Valera ukrywali przemyconą broń przed wojskiem i policją, o czym pisałem w notce z 19 marca. Tam także, w szkole Mount Temple powstał zespół U2. 
          Portal Irish Central podsumowując bitwę pod Clontarf zwrócił uwagę,  że harfa króla Briana (który był podobno znakomitym muzykiem) jest symbolem piwa Guinness i gdyby to Wikingowie wygrali pod Clontarf, to w Irlandii piło by się Carlsberga a nie Guinnessa. 

 

korek789
O mnie korek789

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura