korek789 korek789
629
BLOG

Smutny koniec Brygady Irlandzkiej w okolicach Gdańska

korek789 korek789 Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 3

W 1947 roku prawie siedemdziesięcioletni emerytowany pracownik zakładów Forda w stanie Michigan zszedł ze statku na ląd w Anglii. Schorowany i zmęczony życiem człowiek udawał się do rodzinnej Irlandii w której nie był od ponad 30 lat. Anglia miała być tylko przystankiem w jego podróży. Ale na brzegu czekał na niego policjant z samego Scotland Yardu w towarzystwie taksówkarza. Irlandczyk, zdziwiony, bo przecież nie wzywał policji ani taksówki, usłyszał od policjanta, że musi natychmiast udać się do Irlandii i nie może tej nocy spędzić w Anglii. Taksówkarz miał go zawieźć do docelowego portu.

Ktoś mógłby pomyśleć, że to był jakiś przejaw policyjnej bezwzględności, bo cóż szkodziło pozwolić Irlandczykowi przenocować w Anglii. Faktycznie było wręcz przeciwnie. Potraktowano go i tak bardzo łagodnie, normalnie powinien był stanąć przed sądem za zdradę. Może łagodne traktowanie wiązało się z tym, że miał już swoje lata, a jego zdrada była odległą przeszłością. Byli przecież nowi zdrajcy – rok wcześniej powieszono w Anglii za zdradę innego Irlandczyka z amerykańskim obywatelstwem – Williama Joyce, spikera anglojęzycznych audycji radiowych nadawanych przez III Rzeszę. A może łagodność wobec przybysza z Michigan miała jakieś inne powody? Ale o tym później.

Dopływając do Irlandii nasz bohater przypominał sobie burzliwe okoliczności wyjazdu z wyspy i srogą zimę, którą przeżył po dotarciu do Stanów Zjednoczonych.  Żeby przeżyć, zatrudnił się jako czyściciel szyb w nowojorskich taksówkach.  Wspominał, że bywało tak zimno, że woda zamarzała mu na gąbce, którą czyścił szyby. Nie mógł utrzymać się w lepszej pracy. Skoro tylko dostał jakąś niezłą posadę, na przykład w warsztacie samochodowym, jego pracodawców nachodzili jacyś tajemniczy osobnicy i domagali się zwolnienia Irlandczyka. I byli to raczej agenci rządowi, a nie jakaś mafia. W końcu pewnego dnia zatrzymali  go dwaj mężczyźni ubrani po cywilnemu, którzy oświadczyli, że są przedstawicielami władz.

Odprowadzili oni Irlandczyka do pomieszczenia należącego do Departamentu Sprawiedliwości. W pokoju tym przesłuchiwał go niejaki pułkownik Burke. Irlandczyk rozumiał, że od przebiegu tej rozmowy zależy jego przyszłość w Ameryce. I zdawał sobie sprawę, że nie ma sensu ukrywać swojej tożsamości, bo amerykański pułkownik wie, z kim ma do czynienia. Dlatego Irlandczyk opowiedział pułkownikowi o swoim dotychczasowym życiu.

Robert Monteith, bo tak nazywał się Irlandczyk, urodził się w hrabstwie Wicklow, u stóp gór w których swoją pustelnię założył legendarny święty Kevin. Był ochrzczony w obrządku protestanckiego Kościoła Irlandii. Jeden z jego braci wstąpił do armii brytyjskiej. Te fakty w połączeniu z mało irlandzkim nazwiskiem  mogą świadczyć o związkach jego rodziny z Anglią lub Szkocją.  Także Robert Monteith wybrał karierę w armii Korony – czasową służbę wojskową, w ramach której  8 lat miał spędzić w szeregach jednostek pierwszej linii, a następnie kilka lat w rezerwie.  Był artylerzystą i wyróżnił się dzielnością podczas służby w Indiach i działań w wojnie burskiej.

Po zakończeniu służby wojskowej Monteith pracował jako cywil w magazynie broni. W 1913 roku jego życie całkowicie się odmieniło. Pytanie tylko, czy wersję oficjalną jego życiorysu można potraktować poważnie.  Monteith przebywając w Dublinie był świadkiem brutalnego ataku policji na demonstrantów podczas strajku związków zawodowych kierowanych przez Jamesa Larkina.  Przeżycie to miało doprowadzić do przemiany Monteitha z lojalnego obywatela Korony brytyjskiej w irlandzkiego rebelianta. Chociaż nie można wykluczyć tego, że przemiana Monteitha mogła być zaplanowana przez brytyjskie kręgi wojskowe potrzebujące swoich kretów wśród irlandzkich republikanów. Prawdy pewnie nie dowiemy się nigdy. Monteith zaangażował się w działalność Irlandzkich Ochotników mających wesprzeć ruch walczący o autonomię Irlandii, a jego doświadczenie wojskowe przydało się przy zajęciach z musztry i obsługi broni. Po wybuchu I wojny światowej Monteith odmówił ponownego wstąpienia do wojska brytyjskiego, co doprowadziło do zwolnienia go z pracy i wysiedlenia z Dublina z zakazem pobytu na terenie miasta. Pytanie tylko, czy te represje nie były formą uwiarygodnienia go w szeregach Irlandzkich Ochotników. Monteith został instruktorem Ochotników w Limerick. Ciekawe, czy z tego rodzaju zajęcia można się było utrzymać. W połowie 1915 roku Monteitha odwiedził jeden z przywódców irlandzkich republikanów, Tom Clarke, który zaproponował mu wstąpienie do organizowanej w Niemczech przez Rogera Casementa Brygady Irlandzkiej. Roger Casement był byłym dyplomatą brytyjskim, który zerwał związki z Koroną i zaczął walczyć o niepodległość Irlandii. Do organizowanej w Niemczech Brygady Irlandzkiej rekrutowano jeńców z armii brytyjskiej. Monteith zgodził się pojechać do Niemiec. Napisał w liście, że zamierza wraz z rodziną wyemigrować do Stanów Zjednoczonych, wiedząc, że list będzie odczytany przez cenzurę. Rzeczywiście wyjechał do USA, po czym po niedługim czasie, już bez rodziny,  udał się do Niemiec.    

Tymczasem Roger Casement po przybyciu do jeńców pochodzenia irlandzkiego trzymanych przez Niemców w obozie w Limburgu został przyjęty bardzo źle, a nawet wygwizdany. Już prędzej Monteith, ze swoim wojskowym doświadczeniem mógł znaleźć wspólny język z jeńcami. Z braku oficerów chcących przyłączyć się do Brygady Irlandzkiej to właśnie Monteith, będący zaledwie podoficerem został wyznaczony na dowódcę.  Do Brygady Irlandzkiej ostatecznie zgłosiło się 56 żołnierzy, co sprawiało, że szumna nazwa jednostki brzmiała jak jakaś kpina. Niektórzy ochotnicy twierdzili, że chodziło im tylko o większe racje żywnościowe.  Werbunek szedł kiepsko. W dodatku kapelan jeńców, dominikanin przysłany przez Watykan,  Irlandczyk ojciec Crotty oświadczył zwracając się do jeńców w zaufaniu , że jest ich obowiązkiem jako katolików dotrzymać przysięgi, którą złożyli królowi Wielkiej Brytanii. To paradoks, że Casement i Monteith pochodzący z rodzin protestanckich (choć odnośnie Casementa wspomina się o jego nawróceniu na katolicyzm) namawiali Irlandczyków do zdradzenia Korony, zaś katolicki ksiądz robił coś przeciwnego. Nawet zmiana kapelana obozowego na Irlandczyka ze Stanów Zjednoczonych niewiele pomogła. Nowy kapelan nie prowadził agitacji na rzecz Brygady Irlandzkiej zbyt gorliwie.

Niemcy zapewne chętnie wykorzystaliby Irlandczyków do jakichś swoich celów  wojennych, niekoniecznie związanych z wyzwalaniem Irlandii. Pojawił się z pomysł wysłania kilkudziesięciu Irlandczyków do Egiptu, gdzie mieliby „walczyć o wolność innego małego narodu”. Ale na ten wyjazd nie godziła się część żołnierzy Brygady Irlandzkiej i pomysłu nie zrealizowano. Irlandczycy dalej nudzili się w różnych obozach, dla urozmaicenia czasu zorganizowano im trening strzelecki, mogli postrzelać sobie z karabinu maszynowego. Kiedy w 1916 roku było przygotowywane powstanie w Irlandii, Niemcy nie zdecydowali się wysłać na wyspę żołnierzy Brygady Irlandzkiej.  Zrobili tak na prośbę Rogera Casementa, który nie ufał wszystkim ochotnikom Brygady. Niemcy wysłali jedynie 20 tysięcy zdobycznych rosyjskich karabinów na statku pod banderą norweską, zaś równocześnie skierowali do Irlandii na pokładzie okrętu podwodnego Rogera Casementa oraz Roberta Monteitha i Daniela Baileya. Ten ostatni, wzięty do niewoli na froncie zachodnim, w obozach jenieckich w Niemczech występował pod fałszywym nazwiskiem Beverley. O ile w przypadku Monteitha można się zastanawiać, czy pracował on dla Anglików, to w przypadku Baileya można przyjąć jego współpracę za pewnik.      

Kiedy po niepowodzeniu przemytu broni z Niemiec dla powstańców Monteith uciekł do Stanów Zjednoczonych, a Casement i Bailey zostali schwytani i postawieni przed brytyjskim sądem, skazany został jedynie Casement. Daniel Bailey został uniewinniony, sąd stwierdził, że wziął on udział w całym przedsięwzięciu tylko po to, aby uciec z niemieckiej niewoli. Wydaje mi się, że łaskawość sądu nie wiązała się tylko z tym, że Bailey złożyl szczegółowe zeznania na temat Casementa i przemytu broni. Po wejściu w link https://www.royal-irish.com/sites/default/files/events/bailey_casement_11.jpg

można zobaczyć rysunek przedstawiający Casementa i Baileya w sądzie, zapewne naszkicowany z natury. Zatroskana twarz Casementa kontrastuje z pewną siebie, niemal arogancką postawą Baileya. Ten ostatni nie wygląda jak ktoś, komu grozi śmierć przez powieszenie za zdradę. Zwraca uwagę szczególnie duże zaufanie brytyjskich władz wojskowych do Baileya . Proces Baileya zakończył się 29 czerwca 1916 r., Roger Casement został powieszony za zdradę 3 sierpnia. Bailey wówczas był już żołnierzem 3 królewskiego pułku North Lancashire do którego przydzielono go w dniu 17 lipca 1916 r. I nie był to jego pierwszy przydział – 1 lipca 1916 r. przydzielono go do pułku 3 Wiltshire. Karta przebiegu służby Baileya nie zawiera jakiejkolwiek wzmianki o jego procesie o zdradę. W dodatku pierwsze zadanie bojowe wiązało się z walką z Niemcami – Bailey został wysłany razem z pułkiem do niemieckiej kolonii, Tanzanii. Wszystko to wskazuje, że Bailey musiał towarzyszyć Casementowi z ramienia brytyjskich służb. Czy nawiązał z nimi kontakt już w obozie jenieckim, czy też specjalnie dał się wziąć do niewoli Niemcom, trudno powiedzieć. Czy także Robert Monteith współpracował w 1916 roku z brytyjskimi służbami, a cała jego ucieczka do Stanów Zjednoczonych była sfingowana?  Jeden ze świadków twierdzi, że Bailey był ulubieńcem Monteitha i mógł go sobie owinąć wokół palca. Mogło być tak, że Monteith przyjechał do Niemiec na zlecenie służb brytyjskich, żeby paraliżować tworzenie irlandzkich formacji u boku Niemców.

Jeśliby Monteith uciekł do Stanów Zjednoczonych za pełną wiedzą Brytyjczyków i cały czas dla nich pracował, to można zadać sobie pytanie, dlaczego tak trudne były jego początki w Nowym Jorku. Przecież służby brytyjskie poczynały sobie w Stanach dość śmiało (przytaczałem na blogu kiedyś historię irlandzkiej działaczki Hanny Sheehy-Skeffington, którą brytyjskie służby usiłowały porwać ze Stanów do Kanady). Dlaczego, zakładając że Monteith był brytyjskim agentem, nie udzielono mu wsparcia i musiał on myć szyby w taksówkach? Może brytyjska siatka w Stanach zdawała sobie sprawę, że Monteith będzie pod ścisłą obserwacją służb amerykańskich i nie chciano utrzymywać z nim początkowo żadnych kontaktów. Może powiedziano Monteithowi, że musi radzić sobie sam.  Potem sami Amerykanie zwrócili się do Monteitha z ofertą poprzez pułkownika Burke. Gdyby tak było rzeczywiście, to Monteith byłby poczwórnym agentem. Agentem irlandzkiego ruchu niepodległościowego, agentem Niemców, którzy zwolnili go z obozu jenieckiego za cenę antybrytyjskiej dywersji, agentem Brytyjczyków, którym „wystawił” Rogera Casementa i agentem Amerykanów, którym  udzielał informacji na temat środowisk irlandzkich w Stanach. To brzmi nieprawdopodobnie, ale można taką wersję brać pod uwagę. Zaś współpracę Monteitha z Amerykanami można uznać za fakt.

Wkrótce po wspomnianej na początku notki rozmowie Monteitha z amerykańskim pułkownikiem Burke sytuacja materialna tego pierwszego miała się poprawić, z finałem w postaci zatrudnienia go w fabryce Forda w stanie Michigan. Monteith pracując u Forda nie przestawał aktywnie działać politycznie. Jeszcze przed przeprowadzką do Michigan  Monteith nawiązał kontakt z przebywającym w Stanach Zjednoczonych przywódcą Irlandczyków Eamonem De Valerą, który zatrudnił go przy zbieraniu funduszy na sprawę irlandzką. 

W okresie międzywojennym Monteith był nawet określany jako przywódca zwolenników Eamona De Valery w stanie Michigan:

https://books.google.pl/books?id=dkI_RHPPGKMC&pg

(strona 307 przypis 241) W tej roli wystąpił na antybrytyjskim wiecu zwolenników niepodległości Indii. Ta informacja może rzucać ciekawe światło na politykę USA. Wskazywałaby, że już w okresie międzywojennym Amerykanie przygotowywali sobie grunt pod rozbicie brytyjskiego imperium kolonialnego, które chcieli zastąpić formalnie niezależnymi, ale faktycznie uległymi Amerykanom krajami. Monteith działał w USA jako zwolennik De Valery, ale równoczesnie FBI chciała wiedzieć od niego wszystko na temat nowych imigrantów z Irlandii lub Niemiec, przybywających do stanu Michigan. Monteith podobno był zły, że ciągle go o to wypytują.

A jak wyglądał wspomniany na początku notki powrót Monteitha do Irlandii? Irlandia roku 1947 rozczarowała byłego dowódcę Brygady. Irytowało go, że znaczna część gazet jest poświęcona rozmaitym sportom – piłce nożnej, rugby, krykietowi, wiele uwagi poświęca się jakimś irytującym sporom politycznym. Irlandczycy byli dla Monteitha jedynie Zachodnimi Brytyjczykami. Było to odległe od idealistycznej wizji, którą przez lata wygnania kultywował.  Jego zdaniem kraj był pogrążony w apatii. Załamany niepowodzeniem autobiograficznej książki Monteith powrócił do Stanów Zjednoczonych, gdzie wkrótce zmarł.

Trzeba jeszcze napisać parę słów o nieszczęsnych żołnierzach Brygady Irlandzkiej, którzy w 1916 roku pozostali w Niemczech. Po upadku irlandzkiego powstania z 1916 r. i śmierci Casementa Niemcy stracili wszelkie zainteresowanie Brygadą.  Zaprzestali szkolenia wojskowego ochotników i przenieśli ich do obozu dla jeńców rosyjskich w Gdańsku (dzielnica Troyl, obecnie Przeróbka). To znamienne, że nawet tej garstce żołnierzy, którzy byli gotowi walczyć z Brytyjczykami u boku Niemców, cesarski sztab generalny nie chciał podarować wolności, tylko trzymał ich w obozach do końca wojny (to niezłe memento dla wszystkich, którzy są obecnie wykorzystywani instrumentalnie w różnych niemieckich projektach, w razie niepowodzenia nie mogą liczyć na żadną litość). Z trudem udało się wynegocjować dla grupki Irlandczyków nieco lepszy status niż mieli zwykli jeńcy. Mogli nosić pasy i broń osobistą.   Kiedy po kilku miesiącach wśród Irlandczyków zaczęła się demoralizacja (pijaństwo, kradzieże, nieposłuszeństwo) - odebrano im broń i  wysłano do pracy w różnych firmach z okolic Gdańska, Tczewa i Słupska. Lekceważeni przez Niemców, w poszarpanych ubraniach, nieogoleni, przedstawiali żałosny widok.  Kilkunastoosobowa grupa pracowała w zakładach papierniczych pod Słupskiem (obecnie Dębnica Kaszubska).  Trochę lepszy los czekał grupę kilkunastu Irlandczyków pracujących w Tczewie. Kilku z nich związało się nawet z miejscowymi dziewczynami. Sprawiali wrażenie, że chcą zostać na Pomorzu na zawsze.

Niemiecki tłumacz towarzyszący Irlandczykom w obozie w Gdańsku Joseph Zerhusen wraz z kilkoma jeńcami zorganizował oszukańczy proceder związany z paczkami charytatywnymi. Z niemieckich informacji o zatopionych brytyjskich statkach Zerhusen i jego wspólnicy uzyskiwali nazwiska poległych marynarzy, a nastepnie pisali listy do organizacji charytatywnych w Wielkiej Brytanii, sugerując, że taki czy inny marynarz przebywa w obozie i prosi o przysyłanie paczek. Później Zerhusen dzielił się przysyłanymi produktami z współpracującymi z nim Irlandczykami, choć oczywiście najlepsze rzeczy zostawiał dla siebie.  Nie został za to pociągnięty do żadnej odpowiedzialności.  

W styczniu 1917 roku  18 żołnierzy Brygady zostało przeniesionych do obozu karnego niedaleko Słupska (obecnie miejscowość Kwasowo). Pretekstem był donos, że wymienieni żołnierze są Anglikami i ich udział w Brygadzie Irlandzkiej jest oszustwem. Wydaje się, że zadenuncjowanie tej osiemnastki Niemcom było  raczej rezultatem konfliktów w ramach Brygady. Z żołnierzy przeniesionych do obozu karnego tylko dwóch nie chciało walczyć z Anglikami w Egipcie. Było na liście też dwóch lub trzech urodzonych w Anglii, ale kilku innych urodzonych w Anglii nie znalazło się w obozie karnym.  W obozie karnym żołnierze spali w glinianej chacie. Pracowali od świtu do zmierzchu przy umacnianiu brzegów rzeki. W czasie pracy nie podawano im jedzenia, tylko ciepłe napoje, co powodowało problemy żołądkowe.  Byli źle traktowani przez strażników. Po kilku miesiącach powrócili do Gdańska. Jeden z żołnierzy, którzy byli w obozie karnym popełnił samobójstwo. Strach przed skierowaniem do obozu karnego stał się odtąd powszechny w Brygadzie Irlandzkiej i przez jakiś czas ludzie ci bali się cokolwiek powiedzieć, aby nie stało się to pretekstem do skierowania do Kwasowa.   

W miarę jak przybliżała się klęska Niemiec Irlandczycy mieli coraz więcej swobody, podróżowali po Niemczech, czasem nawet bez zgody władz. Po wojnie część z nich osiedliła się w Bawarii, część w Berlinie, niektórzy zostali w rejonie Gdańska. Część żołnierzy Brygady Irlandzkiej  trafiło ostatecznie do brytyjskich więzień, ale żadnego z nich nie skazano na śmierć tak jak Casementa. Na wiosnę 1919 roku rząd brytyjski zdecydował, że nie będzie sądzić ochotników z Brygady Irlandzkiej i wszyscy zostali wypuszczeni.

Głównym źródłem przy pisaniu tej notki była bardzo ciekawa strona http://www.irishbrigade.eu/ 

Jest tam jeszcze wiele innych szczegółów dotyczących Brygady Irlandzkiej i losów jej żołnierzy. Autor (bądź jeden z autorów) strony zwraca uwagę, że Republika Irlandii nie wypłacała weteranom z Brygady żadnych emerytur. Postępowanie władz Republiki wobec bohaterów wielokrotnie pozostawiało wiele do życzenia. Czy jednak w tym przypadku można mówić o bohaterach? Ci żołnierze ostatecznie nie podjęli walki za wolność Irlandii. Cały pomysł na tworzenie Brygady Irlandzkiej mającej walczyć u boku Niemców z jeńców wywodzących się z armii brytyjskiej był poroniony. To nie byli ludzie wcieleni do wojska brytyjskiego przymusowo, tak jak Polacy w armiach zaborców, ale ochotnicy. Trudno było szukać w ich szeregach jakichś zagorzałych wrogów Anglii. Zapewne z grona kilkudziesięciu jeńców którzy zgłosili się do Brygady większość liczyła na lepsze warunki, w szczególności lepsze jedzenie. Z ochotą do walki było już gorzej. Ochotnicy z Brygady dopuszczali się w dodatku różnych przestępstw. Dlatego w tym przypadku trudno się dziwić władzom Republiki Irlandii, że nie chciały ich potraktować jak bohaterów.       


korek789
O mnie korek789

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura